Licencja na zakochanie
Ona:
Byłeś i już cię nie ma. Pobiegłeś do spraw pilnych, ważnych. A mnie, spod stóp usuwa się ziemia. Wielbię cię w tajemnicy. Jesteś piękny i odważny. Nie marzę, że się zachwycisz, choć raz mą osobą. Gdzie mnie równać się z tobą. Co najwyżej uśmiechniesz się wyniośle, mam wtedy przez chwilę w sercu wiosnę. To tyle…
On:
Znów przybiegam do ciebie, by oko nacieszyć urodą. Zawsze mnie nogi wiodą do raju. A w niebie jestem, gdy ciebie widzę. Ale uciekam szybko. Wstydzę się i obawiam. Ty – taka wspaniała. Pewnie uważasz mnie za natręta. Jednak wciąż myślę o tobie - pamiętam jak odwróciłaś wzrok ode mnie, wokoło nagle zrobiło się ciemniej i na sercu smutno. Że też możesz być tak okrutną. Ale nie! Przecież aniołem jesteś. Najmniejszym gestem słodzisz każdą chwilę. To tyle…
Amor:
A ja latam za nimi i czekam, kiedy w jednej linii mi staną. Trudno trafić w serce człowieka, gdy w dwóch ciałach – połówki biegają. Ale jak trafię, to na wieki zszyję, mam na to certyfikat i „licencyję”.